|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Loutino
Dołączył: 09 Lut 2015
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:14, 13 Mar 2015 Temat postu: Dyskusja ogólna o oficerach |
|
|
// wydzieliłam z technicznego dyskusję o oficerach w sposób, który wydawał mi się odpowiedni - TITANICzna //
O ja... Emhokr, doceniam, że Ci się chciało tak rozlegle odpisać.
Właśnie też odkryłam (wczoraj) tę stronę z zeznaniami i powoli ją sobie czytam - dobre źródło wiedzy. Co do wacht to te znam, choćby stąd: [link widoczny dla zalogowanych]
A w filmie to nie wydaje mi się, żeby to był Wilde. Pamiętam, że gdzieś jeden z twórców filmu powiedział, że widzimy go dopiero w scenie gdy Andrews mówi co się stanie ze statkiem. Także to na pewno Moody i Lowe, w końcu ten pierwszy miał wtedy swoją zmianę (od 20.00 do północy). W sumie właśnie sobie uświadomiłam, że ten film ma dużo błędów jeśli chodzi o takie małe, niewidoczne dla nieznającego się, sprawy. Bo w scenie o której tu mowa wychodzi na to, że kiedy Murdoch zaczyna swoją wachtę (22.00) to schodzi Lights i Lowe. A to nieprawda. Lowe'a tam w sumie w ogóle nie powinno być, bo jego zmiana skończyła się dwie godziny temu (o 20.00), co nawet potwierdził w przesłuchaniu. Wilde też to nie jest, gdyż on pracował po południu i w nocy, więc raczej spał. Tam powinien być Boxhall, a nie Lowe, jak już. Tylko... gdzie szedł w takim razie?
Z kolei co do mesy to fakt, to nie jest tak daleko (jak się nad tym zastanowić). To wprawdzie odległość AŻ trzeciego komina (od mostka) ale Boat Deck jest stosunkowo małe i krótkie w porównaniu z długością całego statku. No a poza tym właśnie - trochę ruchu nikomu nie zaszkodzi ;)
Hehe jak przeczytałam o tych otwartych oknach oficerskich to przypomniało mi się, że w jednym z programów mówiono, że kiedyś zastanawiano się po co oni otworzyli wszystkie okna i dziwne było, że mieli na to czas podczas tonięcia xD To głupie. Byłoby. Podobnie by było z tym włazem. Rozumiem intencje, że chcieli pomóc, ale w momencie gdy statek tonie, to jest to naprawdę głupia decyzja, skoro wiadomo, że woda zaraz dotrze na ten poziom. Także otwarcie przez uderzenie o dno to bardzo dobre wytłumaczenie.
Emhokr, gdzie jest scena otwierania drzwi w filmie? Ja pamiętam tylko dwie sceny z drzwiami, ale oni je wtedy zamykają: tuż po tym jak Moody wpuszcza Jacka i Fabrizio na statek, no i podczas tonięcia.
Wiesz, z tym obrazkiem to dałaś mi do myślenia. To takie... oczywiste, że przez jakiś czas statek przecież spoczywał na dnie wyglądając jakby ledwo wypłynął ze stoczni (pomijając zniszczenia i brak rufy). Ale mimo to człowiek wyobraża sobie Titanica, na dnie, w tej wersji już "zmienionej". Co do rysowania... hm, poczułam wyzwanie. Może wezmę się za to i coś stworzę. Tylko mogłaś nie wspominać "o tym co dookoła", bo moja wyobraźnia... już pogalopowała, niestety Przykry, jeśli nie przerażający widok. Chociaż jak się zastanowić nad prawami fizyki(?), to trudno uwierzyć żeby ciała dotarły na dno. Prędzej się rozproszyły na wiele mil (w wodzie), coś niektóre zjadło, a niektóre... uległy ciśnieniu...
Wyobraźnio, STOP!
Co? Ktoś oskarżył Lowe'a o to, że był pijany? To jak nic musiał być Ismay! W końcu Lowe wydarł się na niego Poza tym, zdaje się, że i Murdocha o coś oskarżał, chociaż nie pamiętam teraz szczegółów.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Loutino dnia Pią 20:19, 13 Mar 2015, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Emhokr
Dołączył: 24 Lut 2014
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warsaw Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 9:58, 14 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Oj, ciała musiały być Chociażby podczas uderzenia wraku o dno - w tym, co ze statku było sporo ludzi nadal. Przy takiej sile sporo musiało...wylecieć. Poza tym myślę, że przynajmniej kilka zostało zassanych przez wrak. To, że nie było stricte wiru (tłumaczone jakimś wybuchem we wnętrzu statku - to chociażby wyrzuciło na powierzchnię zassanego Lightollera) nie oznacza, że za statkiem jacyś ludzie na dno nie podążyli. Mi też za mocno wyobraźnia pracuje. Ludzie, którzy nie zdołali uciec przed wodą i zostali przez nią wręcz zmiażdżeni na róznych poziomach statku. Ludzie w kotłowni (co musiało się dziać w ich głowach, kiedy grodzie się pozamykały i nie mieli jak uciec? Powolna, tragiczna agonia) . Ci wszyscy, którzy zostali na posterunkach - elektrycy, obsługa maszynowni, ba, ludzie z III klasy, którzy schodzili pod pokład umrzeć, bo wiedzieli, że nie ma dla nich nadziei. Uśmiechamy się na myśl o heroiźmie Guggenheima, który sie odpicował i usiadł z drinem w łapie czekając na śmierć. A przecież takich ludzi było bez porównania więcej. Tylko my nie znamy ich imion. Ci, którzy brali za ręce lub na ręce swoje dzieci i schodzili pod pokład, żeby odejść. Zatem nie jest niczym dziwnym, że na dnie musiały leżeć ludzkie ciała. Czy ciśnienie dałoby im radę? Nie jestem pewna. Opadały powoli prawdopodobnie. Wolniej od wraku. Te z wnętrza, jeżeli było już wypełnione wodą, a one pływały w niej też raczej mocno nie ucierpiały... Nie wiem właściwie, nie bardzo lubię na ten temat myśleć. Ciekawe, czy istnieje prawdopodobieństwo, by ktoś żył, np w części rufowej, kiedy statek zaczął opadać. Czy było możliwe, żeby zrobił się jakiś..bo ja wiem... korytarz, bąbel powietrza, że przez chwilę chociaż ktoś z np. elektrowni, miał świadomość tego, co się dzieje, kiedy statek już się zanurzył. Przerażająca wizja.
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Nie pamiętam, w którym dokumencie, ale chyba jeden z wyprawy Camerona, któryś z badaczy, nie wiem, czy nie Bill S, mówi o tym, że znaleźli zawiązany but. Co to oznaczało? Ano, że w tym bucie..była noga. Na drugim zdjęciu widać, że oba buty są z jednej pary a ich ułożenie sugeruje, że były...pełne...
No własnie chodzi mi ten moment, kiedy je zamykają, kiedy statek tonie - patrzą przez nie na wodowane szalupy. Może nie zostały dobrze domknięte, może zostały półotwarte, a wchodząca woda im pomogła? Nie dowiemy się tego, niestety.
Sam film...no, błędów ma sporo, nie tylko niuansów. Jak każdy Nie mówię już o filmach typu Titanic 1943 czy 1953. Najbardziej podoba mi się,merytorycznie, wersja z 1958, ale efekty z Titanika Camerona jednak są zdecydowanie lepsze, co ma oczywiście związek z postępem technicznym oraz innymi technikami aktorskimi. Natomiast artyzm, z jakim jest zagrany Pijany Piekarz - dla mnie rewelacja. Jest wyrazisty, szczery i prawdziwy. Polecam ten film chociażby dla niego (i dla tego, że Boxhall był konsultantem). Pomijając oczywiście scenę chrzczenia statku
A propo przesłuchań i pijanego piekarza - Charles Joughin w zeznaniach opowiada na temat przełamania (!!!) statku. Był pod pokładem wtedy. Warto przeczytać...
Alez mi się off top zrobił, oj....
PS: taak..ktoś oskarżył H.L ;]
S. SMITH: (...) from a reputable man, who says it was reported that you were drinking that night.
Mr. LOWE.
Me, sir?
S. SMITH.
That is the reason I asked the question.
Mr. LOWE.
No, sir, this (indicating a glass of water) is the strongest drink I ever take.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Emhokr dnia Sob 10:03, 14 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loutino
Dołączył: 09 Lut 2015
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:27, 14 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
W sumie racja. Jakieś ciała musiały tam na dnie być, bo w końcu niektórych ciał nie odnaleziono... Zawsze mnie zastanawiało, co musiało się takiego stać, że nie można było znaleźć niektórych ciał. Szczególnie załogi (np Moody i Murdoch). Nie schowali się w statku, pracowali przecież na zewnątrz. Więc po wszystkim powinni dryfować na wodzie. No ale gdyby tak było, to by ich zidentyfikowano, bo zdaje się, że wszystkich, którzy unosili się na powierzchni wyciągnięto i normalnie określono kto był kim. Kurcze, przykro patrzeć na te zdjęcia, gdy człowiek uświadomi sobie, że te buty należały do jakiejś osoby i że... leżały na niej tamtego dnia...
Hm, nawet nie wiedziałam, że Lightollera wciągnęła woda. Myślałam, że utrzymywał się cały czas na tej wywróconej szalupie.
A co do ciśnienia, to ja jednak uważam, że zrobiło ono swoje z ciałami. Może opadały wolno, ale chyba nie ma to żadnej różnicy w momencie gdy znajdujesz się na takiej głębokości co Titanic (czy nawet nieco wyżej). Film Camerona może i ma błędy ale raczej prawdą jest to co mówi Lovett gdy opadają do wraku, że jeśli szyby pękną to będą mieli zaledwie kilka mikrosekund i ciśnienie ich... rozsadzi(?). A też opadali powoli.
Bąbel powietrza? To mi od razu przypomniało przemyślenia kogoś, gdzieś (już nie pamiętam gdzie) na temat takiej możliwości, tylko że to by miało trwać do dziś a nie tylko chwilę, a Ci, którzy znaleźli się w tym bąblu mieli stworzyć swoją społeczność funkcjonującą do dziś. Dla mnie to absurdalne i niemożliwe, bo mimo wszystko musieli by coś jeść i - jak na ironię, bo przecież wody dookoła w brud - musieliby też coś pić. No i to ciśnienie, o którym już wspominałam. Ale takie chwilowe przeżycie w bąblu o jakim mówisz, to uważam, że mogło się zdarzyć. Tylko współczuję temu, kto się znalazł w takiej sytuacji. Wystarczy spróbować postawić siebie w jego położeniu albo wyobrazić co musiał myśleć i czuć. Masakra.
Piekarz był pod pokładem w momencie przełamania?? Ło matko! Faktycznie ciekawy przypadek.
Hehehehe, a cudny jest ten fragment przesłuchania z Lowe. Jaką on musiał mieć minę jak Smith go zapytał o to, że był pijany "JA, proszę pana??" I ta druga odpowiedź: że ta woda to najsilniejsze co wypił Padłam. Mieć jeszcze jakieś poczucie humoru w tamtym momencie to bezcenne. A właśnie, coś mi majaczy, że Lights też coś śmiesznego powiedział podczas przesłuchania. Ktoś potrafi to potwierdzić (lub zdementować)?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Loutino dnia Sob 15:28, 14 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Emhokr
Dołączył: 24 Lut 2014
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warsaw Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:38, 14 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Nie zidentyfikowano wszystkich. Np ciało Astora było osmolone i zmasakrowane. Udało się m.in po portfelu. Często się pojawia, że ciało, jeśli odnaleziono, to nie zidentyfikowano. Możliwe, że znaleziono ciało kapitana czy któregoś z oficerów, ale nie zidentyfikowano. Działanie warunków atmosferycznych itp. Dryfowanie na znaczne odległości. Może być,że inne statki wpływały w ciała, ich dryf musiał być spory.
W to, ze ktos tam na Titaniku żył przez kilka dni to nie wierzę. Nie ma tak dobrze. Ale myślę, że mogły być sytuacje chwil, może minut, gdy niektórzy żyli i umierali w opadającym wraku.
Lubię Lightollera, mimo, że trochę megalomanii w nim znajduję. A mimo wszystklo był świetnym człowiekiem morza, miał ogromne doświadczenie. Kiedy woda zalewała pokład łodziowy Lightoller walczył z ostatnią łodzią składaną, z której zdarł oslonę i pożyczonym scyzorykiem odcinał liny. Zepchnął ja na pokład, ale wtedy dziób Titanika ostro poszedł do dołu, Lightoller odwrócił się, zanurkował, zaczął płynąć ale zassał go jeden z szybów wentylacyjnych. Gdyby nie wybuch - prawdopodobnie, bo gorące kotły w czasie całego procesu tonięcia miały szansę być? ale świadkowie mówią o czymś takim (np Lowe: I heard explosions, yes; I should say about four.) - gorących kotłów zostałby pociągnięty na dno. Wynurzył się blisko szalupy składanej B, która była odwrócona dnem do góry. Byli tam m. in. dwaj radiooperatorzy, kilku palaczy, płk Gracie, osoby z załogi. Odpłynęłi od ludzi, żeby nie zostać zatopionymi. Na tej szalupie zmarły 3 osoby. Lightoller pozwolił wejść na nią, po 2 godzinach spędzonych w wodzie, pijanemu piekarzowi Jouginowi (skoro spędził w wodzie o temp. -2 stopnie tyle czasu to le musiała wynosić jego temperatura ciała!?!?!?!). Balansowali szalupą, aby się nie zatopiła.
Sam Light ..miał fantazję. Odwalił niezły numer z dwoma kolegami... 6 października 1901 roku powiesił flagę burską na wieży Martello w Forcie Denison. Wystrzelili też z armaty. Miało to na celu oszukac mieszkańców, zakpić z nich i udawać, ze burowie zaatakowali Sydney i zdobyli Fort Denison. A nad tym wszystkim łopotała flaga burska, którą powiesiili.. Lightoller w Liverpoolu przyznał się do wszystkiego, podpisał swoją rezygnacje, ale nie została ona przyjęta. Za to przeniesono go na linię między Anglią, a Ameryką Północną. Jak sam zauważył – udało mu się poniekąd awansować.
Poza tym był poszukiwaczem złota w Ameryce, kiedy miał 21 lat był już morskim weteranem, bo zaliczył pozar na statku, kilka cyklonów, katastrofę morską i malarię, która niemal go wykończyła.
Fajne pytania zadawał senator Smith ;) Wyszło, jak mało był przygotowany A Lowe...hmm...jego walijski akcent plus szybki jęzor musiały być przepieknym połaczeniem Zresztą musiał przeprosić za nazwanie kolesia "Italian" w kontekście jego tchórzostwa... trochę się chyba cykał mówiąc o tym, co się stało podczas ładowania łodzi,kiedy obsobaczył Ismaya - nie bardzo mił nastrój podczas przesłuchań do powtarzania tego słowo w słowo... Pytanie o górę lodowa jest piekne...
Senator SMITH.
Do you know what an iceberg is composed of?
Mr. LOWE.
Ice, I suppose, sir.
Haha..piękne xD Jest kilka fajnych smaczków ..mam wrażenie, że go dociekliwość i nieraz nieznajomość tematu senatora S. wkurza. Podobnie a propo obszaru występowania gór lodowych. Lowe nigdy wcześniej góry lodowej nie widział, bo to jego pierwsza podróż przez Atlantyk była. Smith pyta, czy wie, gdzie występują góry lodowe, więc Lowe odpowiada, ze czytał iż na biegunach (mówiąc w skrócie). Smith zatem drąży temat - gdzie czytał, skąd wie? Na co Lowe - ze szkoły Zarozumiały bywał na tym przesłuchaniu... Zresztą nie tylko on ;)
Joughin opowiada o przełamaniu...
Then, after having thrown these deck chairs overboard, did you go up to the boat deck again?
- I went to the deck pantry.
Tell us what happened?
- I went to the deck pantry, and while I was in there I thought I would take a drink of water, and while I was getting the drink of water I heard a kind of a crash as if something had buckled, as if part of the ship had buckled, and then I heard a rush overhead. (taa..jasne..wody się napić ;p )
Do you mean a rush of people?
- Yes, a rush of people overhead on the deck
Is the deck pantry on A deck?
- Yes.
So that the deck above would be the boat deck?
- Yes, I could hear it.
You could hear it?
- Yes.
People running - yes?
- When I got up on top I could then see them clambering down from those decks. Of course, I was in the tail end of the rush.
(...)
Did you see them clambering down to get on to the A deck so as to get further aft?
- Their idea was to get on to the poop.
You say that you heard this sound of buckling or crackling. Was it loud; could anybody in the ship hear it?
- You could have heard it, but you did not really know what it was. It was not an explosion or anything like that. It was like as if the iron was parting.
Like the breaking of metal?
- Yes.
Was it immediately after that sound that you heard this rushing of people and saw them climbing up?
- Yes.
What did you do?
- I kept out of the crush as much as I possibly could, and I followed down - followed down getting towards the well of the deck, and just as I got down towards the well she gave a great list over to port and threw everybody in a bunch except myself. I did not see anybody else besides myself out of the bunch.
That was when you were in the well, was it?
- I was not exactly in the well, I was on the side, practically on the side then. She threw them over. At last I clambered on the side when she chucked them.
You mean the starboard side?
- The starboard side.
(...)
It is very difficult to say how many, I daresay, but could you give me some idea, of how many people there were in this crush?
- I have no idea, Sir; I know they were piled up.
What do you mean when you say, "No idea." Were there hundreds?
- Yes, there were more than that - many hundreds, I should say.
Joughin był po dobrej stronie, od rufy. Właściwie dziwi mnie czemu uznano, że statek się nei przełamał. Kupa świadków mówiła o przełamaniu. No, ale prawdopodobnie byłoby to nie w interesie WSL - Titanic miał być tak mocny, że przyznanie się do tego, iż się złamał się byłoby bardzo bolesne dla linii, i tak poszkodowanych po stracie największego ze statków, a że był finansowany przez amerykański rynek - mogło przejść uznanie, że zatonął cały. Zresztą, kto by słuchał zeznań narąbanego podczas katastrofy kolesia, bedącego piekarzem, kiedy oficerowie mówili coś zgoła innego, nie?
A propo jeszcze bąbla powietrza... gdzieś na forum ktoś pisał, jakoby jedna z ekip znalazła na pokładzie C dość ciekawe...artefakty. Może zakonserwowane własnie ciała? Choć nie sądzę, by to było możliwe. Nigdzie nie znalazłam potwierdzenia takiego odkrycia. Ale może za mało szukałam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loutino
Dołączył: 09 Lut 2015
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:04, 14 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Hah, Lightoller zaczyna mi wyglądać na znacznie ciekawszego człowieka niż początkowo myślałam. Co do jego przesłuchania to czy on przypadkiem nie powiedział, że biegał bez ubrania w noc tonięcia? Lubie jak został przedstawiony w filmie z '97, ale równocześnie trochę nie pasuje mi to co o nim opowiadasz do tej powagi jego postaci z filmu. Już prędzej o takie wybryki jak ten z 1901 roku posądziłabym Wilde'a. W sumie... skąd Ty to wiesz o tym oficerze? Przebyłam internet w wiele stron ale na takie rzeczy się nie natknęłam. Wiesz może coś jeszcze, o innych?
Hehehe, czytałam tylko troszkę przesłuchań, ale z tego co widzę, to warto czytać dalej, bo coraz ciekawiej się robi. A na przesłuchaniu Lowe'a coś czuję, że nieraz wybuchłabym śmiechem. A to o górze lodowej i skąd o niej wie jest piękne, zaiste
A o tych "artefaktach" to ciekawe. Tylko jakiego rodzaju były te artefakty? Bo gdyby to było coś "dużego" to pewnie byłoby głośno o tym.
psrus - filmik z Twojego linka pochodzi bodajże z 2006 r, teoria tonięcia/przełamania została zaktualizowana na setną rocznicę https://www.youtube.com/watch?v=FSGeskFzE0s
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Emhokr
Dołączył: 24 Lut 2014
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warsaw Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:36, 15 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Oj, wystarczy poczytać na stronach angielskich czy w Encyklopedii Titanica. Tam jest kupa rzeczy. Lightoller faktycznie popierdzielał po pokładzie w piżamce i swetrze. Polskich stron nie czytam od jakiegoś czasu, bo są bardzo stereotypowe i pełno w nich błędów, chociaż da się znaleźć coś godnego uwagi. Ewentualnie szukanie sensacji tam, gdzie jej nie ma, np, że Smith miał poprawkę z nawigacji podczas egzaminu kapitańskiego.
Wilde..Wilde był w sumie biednym człowiekiem, strasznie mi go szkoda. Nie chciał płynąć Titanikiem, prosił o przeniesienie z Olympika na mniejsza jednostkę, ale zafundowano mu rejs największym ówczesnym statkiem świata. Niedługo wcześniej stracił żonę i bliźniaki. Został sam z dzieciakami, pomagała mu siostra. Pisał do niej, że nie lubi tego statku, że ma złe przeczucia. Były głosy po katastrofie, że strzelił sobie w łeb chwilę przed zatonięciem statku. Ale podobnie mówili i o Murdochu ( takie słowa przytacza np. Łempicki w książce z 1912 - na forum jest gdzieś link do niej w dziale o książkach - fajna lektura!!! Pojawia się tam opowiadanie o przewożonym przez jednego z pasażerów diamencie Hope... a to oznacza jedno dla mnie - że Cameron i jego Serce Oceanu za oryginalną historyjką nie jest ;) )
O innych... hmm.. Boxhall został po śmierci skremowany i jego prochy rozsypano na miejscu zatonięcia Titanika. Po zatonięciu statku powiedział ludziom w łodzi, którą dowodził, że "jest 2:20". Lowe nie znał nikogo z załogi na statku, dlatego też był outsiderem (i pewnie to też był poniekąd powód nieobudzenia go po kolizji). Przyznał się do strzelania w celach ostrzegawczych. Płynął po raz pierwszy przez Atlantyk. Pitman jako jedyny nie należał do Royal Naval Reserve. Moody przyjaźnił się z chłopakami od Marconiego. Był też absolwentem szkoły żeglarskiej King Edward VII Nautical School w Londynie. Poza tym to on powierzył szalupe nr 14 pod opiekę Lowa, a sam miał wejść do kolejnej...Kapitan Smith starał się o uzyskanie patentu kapitańskiego wydawanego przez państwową komisję, ale nie zdał egzaminu z powodu „niedostatecznej wiedzy z zakresu nawigacji” i musiał powtarzać egzamin w 1888 roku. U Łempickiego czytamy, że świadkowie widzieli jakoby miał wyłowić dziecko, podać je na szalupę, a sam pogrążyć się w odmętach. Czy była to prawda, czy nie – nie wiemy. A jednak w prasie znajdowały się takie ilustracje… (jest gdzieś na forum wrzucona, kogoś zirytowała, o ile pamiętam) Poza tym każdy z tych, co przeżyli został w końcu kapitanem żeglugi wielkiej. Poza posiadaniem tego zaszczytu - nie dowodzili w randze kapitana nigdy żadnym statkiem.
Jestem niemal pewna, że statek przełamał się dyskretniej. Poza tym - było cholernie ciemno. Było sporo słychać, ale widać średnio. Podczas zeznań Lowe zaznacza, że będąc już w łodzi nie widział ludzi na pokładzie, acz słyszał ich. Oczywiście po tym, jak zgasły światła. Kiedy dopływały do siebie łodzie - ludzie też się wręcz nie widzieli. Słyszeli dźwięki, pewnie widzieli jego zarysy, ale to, jak widzieli jego zatonięcie musiało też zależeć od miejsca, w którym była dana łódź ( jeżeli statek się złamał delikatniej, mniej spektakularnie niż w filmie Camerona, przy mniejszym kącie, to patrząc z boku można to było pewnie wychwycić, ale już widząc jego wielkie dupsko ze sterem i śrubami - ciężko). Ale mnie nie to dziwi - bardziej założenie z góry, że poszedł na dno cały. Czytając takie mam wrażenie - że od razu tak założono.
Dziś króluje teoria, że statek pękł od stępki, a nie od nadbudówki, potwierdziło się to, co znajdujemy w zeznaniach - że był to nieduży kąt podniesienia rufy, ponadto rufa rzeczywiście stanęła pionowo (obracając się z boku do pionu) na dosłownie sekundy, ale nie było to tak radosne i imponujace jak u Camerona (sam przyznał, że przegiął) No, ale chociaż mamy romantyczne do porzygania "Jack, tu się poznaliśmy" oraz "Ufasz mi? Ufam ci". Brr.
[link widoczny dla zalogowanych]
Rysunek Jacka Thylera, 17-latka, który miał sporo szczęścia, że przeżył (przecież był mężczyzną, nie dzieckiem, w tamtych czasach...Lowe nie wpuścił 14-latka, bo był za duży...) W kazdym razie - rysunek ktoś tam wykonał pod jego dyktando na pokładzie Carpathii.
O różnych dziwnych rzeczach niby znalezionych we wnętrzu wraku, od artefaktów (powstałych po zatonięciu, buhahahaha!!!) po podobno ocalałe szkielety, a wręcz zmumifikowane ciała - poszukam. Choć to są baje, ja nie wierzę w takie rzeczy. I tyle...ale dziwne teorie szaleńców były, są i będą, nie? To tak, jak bzdety o zdradzie Murdocha - terrorysta, zwiał łodzią do tego statku, który nie odpowiadał, a było widać jego światła, nie znaleziono ciała, bo nie zginął, ba, wybuch, który faktycznie się musiał pojawić podczas tonięcia statku to jeszcze jedna torpeda, którą owy nieznany z nazwy statek wypuścił w stronę Titanika O głupotach jak zamiana statków w stoczni czy mumia w ładowni (Thomas Stead dla jaj coś opowiadał w sobotę, a zrobiono z tego kolejną wypasioną teorię...) nie wspomnę.
Warto sobie poczytać zeznania sternika Hichensa. Denerwuje mnie jak mało kto (jakby się zastanowić to nawet Ismaya przebija). Nie dziwię się, że Margaret Brown nie znosiła faceta. Takie farmazony opowiada, że brak słów. Kłamstwa ciągną kłamstwa... a z ciekawej lektury - polecam, jako ciekawostkę, Łempickiego. Może być początkowo czytać dziwnie, bo statek nazywa okrętem raz po raz, zamiast j mamy y, ot, staropolski - do tego zamerykanizowany jak na emigranta przystalo. Ale pozycja ciekawa.
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Emhokr dnia Nie 11:56, 15 Mar 2015, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
psrus
Dołączył: 16 Lut 2011
Posty: 771
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 13:53, 15 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
A to Lowe'owi miała się przydarzyć ta sytuacja, gdzie podczas przeskakiwania z łodzi do łodzi okazało się, że jedna kobieta to tak naprawdę mężczyzna przebrany za kobietę? Coś takiego mi świta?...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tomek_s_1990
Dołączył: 12 Mar 2011
Posty: 876
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 15:16, 15 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
psrus napisał: |
A to Lowe'owi miała się przydarzyć ta sytuacja, gdzie podczas przeskakiwania z łodzi do łodzi okazało się, że jedna kobieta to tak naprawdę mężczyzna przebrany za kobietę? Coś takiego mi świta?... |
W filmie z 1997 w wyciętych scenach chyba coś takiego było. Natomiast w filmie z 1996 czarny charakter przebrał się za kobietę aby ukraść kosztowności.
Emhokr napisał: |
np. Łempicki w książce z 1912 - na forum jest gdzieś link do niej w dziale o książkach - fajna lektura!!! . |
http://www.statekmarzen.fora.pl/ksiazki-o-titanicu,25/tragedya-oceanu-strzaskanie-i-zatoniecie-okretu-titanic,882.html
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez tomek_s_1990 dnia Nie 15:26, 15 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Emhokr
Dołączył: 24 Lut 2014
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warsaw Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:12, 15 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Psrus, owszem. Ta sytuacja miała miejsce w rzeczywistości. Jego Lowe nazwał tchórzem i użył niepochlebnego określenia "Italian", z czego musiał się tłumaczyć. I wydac oświadczenie podczas przesłuchania w Ameryce. Odkrył go w łodzi, czy podczas przesadzania ludzi do drugiej szalupy - nie pamiętam, ale chyba nie. Ten człowiek potem wraz z Lowem wsiadł do szalupy i wiosłował, kiedy popłynęli szukać żywych. Wyłowili w sumie 6 osób.
W jednej z wyciętych scen jest też znalezienie dryfującego chińczyka. To wyglądało trochę inaczej. Otóż Lowe uznał, ze facet jest jak nic martwy, a jak nie martwy, to pewnie zaraz będzie i szkoda czasu. Chińczyk dryfował na panelu, który miał być inspiracją Camerona do tego, na czym leżała Rose. W kazdym razie baby w szalupie sie zbuntowały i zmusiły go do zabrania tego ledwo żyjącego człowieka. Nie bardzo miał wyjście, uparta kobieta to uparta kobieta, może być i nieobliczalna, więc podjął go z dryfującego kawałka drewna. Po pewym czasie chińczyk oprzytomniał. Kiedy ktoś przy wiosłach nie miał siły do machania nimi - chińczyk pomachał rękoma i go zmienił! Lowe wtedy przyznał się do błędu i przeprosił.
Moje zainteresowanie nim bierze się chyba z popędliwego jezyka, ostrego charakterku, faktu, iż wrócił (choć za późno...jak sam przyznał, bał się o łódź, więc czekał, aż się trochę...przerzedzi. Co to znaczy? Ano, aż trochę powymiera w wodzie) oraz niewątpliwych umiejętności. Acz na początku było mi go trochę szkoda - wyalienowany, nie bardzo miał do kogo gębę otworzyć. Jego łódż faktycznie miała żagiel, holował składaną szalupę, ta swoista flotylla rozwinęła ok. 5węzłów prędkości gnając na spotkanie z Carpathią. Z ciekawostek - około 24 był na mostku i starał sie określić, wraz z Boxhallem, pozycję statku. Wcześniej wrócił po swoją prywatną broń, jak stwierdził, na wszelki wypadek. Reszta oficerów zaś otrzymała tę od Lightollera (choć powinna od I oficera, ale broń była w pokoju II, ze względu na wcześniejsze zmiany w hierarchii i składzie osobowym ). Lightoller miał faktycznie uzyć do opanowania tłumu broni bez naboi.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loutino
Dołączył: 09 Lut 2015
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:31, 15 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
psrus - oto link do wyciętej sceny z filmu Camerona: [link widoczny dla zalogowanych]
Heh, uwielbiam jak Lowe wydziera się do tego przebierańca: Jak śmiesz!, a dwie sekundy później, z usłużnością, grzecznością i spokojem do następnej kobiety: Teraz proszę tędy, Pani
Emhokr, dzięki za tyle ciekawostek, chociaż większość już wcześniej znałam. A Wilde to rzeczywiście postać nieco tragiczna, chociaż nie wiedzieć czemu zawsze kojarzył mi się z doświadczonym facetem o dużym poczuciu humoru i takim trochę "nie na miejscu" przynajmniej jeśli chodzi o Titanika ale jednak biorącym to co mu się przydarzało z uśmiechem. A tu kurcze stracił ukochane osoby, płynął na statku, na którym płynąć nie chciał (i na którym zginął - chyba coś przeczuwał) i jeszcze inni oficerowie (a przynajmniej drugi i pierwszy) mieli mu trochę za złe, że objął posadę chef'a (co rozumiem, bo nikt nie chciałby być zdegradowany z tego stanowiska, czy choćby ze stanowiska pierwszego oficera) - Lightoller go nie lubił, z tego co wiem, a Murdoch skarżył się w listach do siostry na to, że został zrzucony o rangę niżej (i miał nadzieję, że to tylko na jeden rejs...eh, nie było już okazji by wrócił do swojej rangi...). Osobiście myślę, że jeśli ktoś z oficerów się zastrzelił to albo Wilde albo Moody. Murdoch był chyba raczej facetem konkretnym, zajętym, chcącym kogo tylko się da wsadzić do szalup, co zrobił bo podobno większość uratowanych siedziała w szalupach właśnie dzięki Murdochowi, no a poza tym, ten oficer miał rodzinę, z którą, wydaje się, że był blisko, którą kochał i która kochała jego. Więc szczerze wątpię, że chciałby odebrać sobie życie. A dlaczego Wilde? Bo tak właściwie to on nie miał już nikogo, a katastrofa też zrobiła swoje, i może się poddał (nawet jeśli czekała na niego siostra z dziećmi). Z kolei Moody był przecież BARDZO młody, niedoświadczony, może być, że sytuacja go po prostu przerosła. Ubolewam bardzo, że w filmie z '97 Lowe wsiada do szalupy na rozkaz Lightsa a nie na prośbę Moodiego. Cameron tłumaczył samobójstwo Murdocha tym, że chciał dramatyzmu i dlatego ten oficer się zabił (a honor oddał mu w ostatniej scenie, bo stoi on tuż obok Andrewsa, tuż przed schodami, albo już nawet na) ale ja uważam, że lepiej i równie dramatycznie by było, gdyby zamiast tego pokazał dramat najmłodszego, najniższego rangą oficera. Który oddaje swoje miejsce w szalupie, ratuje ile może ludzi, robi co może, stara się, ale nie daje rady, odczuwa to jako (niewybaczalną) porażkę, że nie wywiązał się z tego czego od niego oczekiwano i pozwala by śmierć go zabrała.
To co piszesz Emhokr o ciemności podczas tonięcia wydaje się być prawdą. W jednym z filmów dokumentalnych mówiono o tym, że ludzie przez tą ciemność bali się wręcz wchodzić do szalup, bo jak się wychylili za burtę to nie było widać nic - tylko czarna (zimna) otchłań. I to by też tłumaczyło dlaczego tak różniły się zeznania tych wszystkich ludzi. A założenie, że statek zatonął cały pewnie wynikało z tego co sama wcześniej napisałaś - że to by była ujma dla White Star gdyby się okazało, że ten niezatapialny, mocny i niezniszczalny kolos przełamał się jak zapałka... Lepiej było żeby ludzie przyjęli, że zatonął cały. Wtedy, cóż, można było mówić, że nawet góra lodowa nie dała mu rady, a przynajmniej w tym sensie.
Taaa bajek wokół Titanika było i będzie dużo, ja też uważam, że są absolutnie nieprawdziwe, a to o zdradzie Murdocha, że był terrorystą, że uciekł, wzbudza we mnie jedynie perlisty śmiech. Takich głupot to aż nie da się słuchać/czytać, zresztą ciekawe, kto coś takiego rozpowiadał? Ismay czy Hitchens? Bo ten drugi również działa mi na nerwy. Mam w ogóle wrażenie, że od uderzenia w górę lodową zaczął darzyć Murdocha szczerą niechęcią. Jego siostra ponoć też gadała o tym oficerze jakieś głupoty. A Molly Brown... nie wiem czy to prawda ale podobno wyrzuciła Hitchensa z szalupy Bardzo dobrze. Zastanawiam się tylko, co mu dawały te kłamstwa i oszczerstwa? Dlaczego to robił? Przecież wszyscy na Titaniku jechali na tym samym wózku, wszystkich tam, bez wyjątku, dotknęła ta katastrofa, a ten zachowywał się jakby był jakąś największą ofiarą.
Ale co do niektórych "nieprawdziwych" opowieści to ja wierzę w opowieść o tym statku, który nie odpowiadał na prośby o pomoc. To mogło być możliwe. Chociaż z drugiej strony w jednym z dokumentów mówiono, ze światła, które niektórzy wzięli za drugi statek (to miał być chyba Californian i wysyłane z niego sygnały świetlne, Morse'a czy czegoś) były tak naprawdę gwiazdami.
A opowieść o zamianie statków w stoczni też mogła być prawdziwa. Podobno numer Olympika znaleziono na wraku Titanika. Ciekawa sprawa. Fajnie jakby, ktoś wziął się za potwierdzanie lub dementowanie tych historyjek.
tomek_s_1990 - dzięki za link ;)
EDIT: Emhokr uwielbiam te Twoje ciekawostki o 5 oficerze i to jak o nim piszesz Wygląda, że fajny był, moja sympatia do niego wzrosła dzięki Tobie. To o przeczekaniu, żeby się trochę... przerzedziło było groteskowe. Śmieszne i złe zarazem. Cóż, liczy się, że chociaż wrócił. Ciekawi mnie czy gdyby Wilde, Murdoch i Moody (a nawet kapitan) przeżyli, to czy by wrócili? Bo powrót nie był wcale taki oczywisty, rozsądek podpowiadał raczej, że to ryzykowne i bezcelowe, bo ludzi w wodzie jest dużo, a miejsc w łodziach mało, a każdy chciałby do łodzi wejść. W sumie nawet jakby wszyscy wrócili to i tak - i to jest niesamowicie przerażająca wizja - musieliby w pewnym momencie powiedzieć kolejnym chcącym się uratować ludziom: "nie, nie możesz wejść" i odpychać ich, i obie strony wiedziałyby, że nie ma dla tych ludzi miejsca i że MUSZĄ umrzeć...
Tak, mi też się zrobiło Lowe'a szkoda, jak przeczytałam, że był wyalienowany. Niby oficerowie, niby razem na kilku metrach kwadratowych, a zdarzyło się takie wyobcowanie. Powinien chociaż trzymać się z Pitmanem albo Moodym. Bo świadomość, że jesteś wśród ludzi ale jesteś sam wcale nie pomaga w produktywnej i efektywnej pracy.
Yyy Lowe miał prywatna broń? To dozwolone? Skoro pierwszy lub drugi oficer miał rozdawać broń to po co jeszcze prywatna? W ogóle to doszłam do wniosku, że oficerowie powinni byli mieć tylko ślepaki. Żeby móc odstraszyć ale nie zabić. Wtedy żaden by się nie zabił, ani nie zabiłby żadnego pasażera (o ile ktokolwiek kogokolwiek zabił oczywiście). Bardzo podobała mi się scena gdy Lightoller mierzy do motłochu, grozi im odważnie, a gdy się odwraca... to dopiero ładuje naboje
Heh w Lowe ja polubiłam jego charakter (chociaż nie nazwałabym go ostrym), również fakt, że w ogóle wrócił, ale przede wszystkim - akcent. Świetni ten Walijski Szkocki Murdocha też fajny.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Loutino dnia Nie 18:09, 15 Mar 2015, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
psrus
Dołączył: 16 Lut 2011
Posty: 771
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 20:50, 15 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Właśnie w książce Butlera jest trochę opisane o tej scenie Lowe i chłopaka przebranego za kobietę, ale nie wiem czy to wina autora, czy wina tłumacza, ale tak to jakoś jest oddane, że nie wiadomo czy postać kobieca o której mowa to kobieta, a za chwilę mowa już o jakimś innym facecie, czy chodzi o tą samą osobę, czyli kobietę, która okazała się facetem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Emhokr
Dołączył: 24 Lut 2014
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warsaw Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 18:09, 16 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Loutino, czy ja wiem? Właśnie Wilde powinien walczyć jak lew, aby wrócić do domu i osieroconych dzieciaków. Pod koniec 1910 roku przeżyły pierwszą stratę, jakże bolesną. Przecież jego prośba o pływanie na mniejszej jednostce brała się z chęci bycia bliżej rodziny. Murdoch? Hm. Chyba jednak skłaniałabym się ku niemu. To on czuł największą presję, to on musiał gdzieś tam sam siebie obwiniał, że doprowadził do takiej sytuacji. To on stał w decydującym momencie na mostku, to on wydał taki, a nie inny rozkaz. Nie twierdzę, że wyjął pistolet i przyłożył go do swojego łba. Co więcej - dla mnie nie istnieje nic takiego jak jego wina. Pisałam na forum o działających odruchach. Pod koniec listopada dachowałam i choć mogłam podjąć inne decyzje, zrobić inny ruch kierownicą, ba, wjechać w to, co leżało na drodze (gałęzie) zachowałam sie jak Murdoch. Hamulec i kierownica w prawo. A potem..a potem - kiedy wiedziałam, że mi się nic nie stało, bo nawet w palec się nie uderzyłam, szlag mnie trafiał i miałam ogromne wyrzuty sumienia na widok auta. Ten ostatni argument to może mało analogiczna sytuacja do Titanika, ale...myślę, że Murdoch - choć działał - był przerażony. Człowiek lubi się obwiniać. Zdawał sobie jak nic sprawę, że te setki ludzi bez szans na ratunek to w jakiejś części jego zasługa. Nie zazdroszczę mu. Najpierw przeżył ciężkie chwile patrząc na cholerny dziub statku, który nie bardzo chciał skręcić, patrząc na stale zbliżającą się górę z lodu, czuł drgania pokładu, potem zaś usłyszał, że za max 1,5 godziny czeka ich koniec w lodowatej wodzie. Dobra, znowu elaborat, a powinnam powiedzieć tylko jedno - nie dał sobie z tym rady. Mógł nie wytrzymać psychicznie. A jak było to sie nie dowiemy...
Dziwi mnie decyzja Andrewsa, który zostawił w domu żonę i roczne dziecko. To był cudowny człowiek, ale z problemem dziś określanym mianem pracoholizmu. A przy tym tradycyjny gentelman. On nie wsiadłby do łodzi, póki na pokładzie były kobiety i dzieciaki, on nie wsiadłby przed ludźmi mu podległymi (czyli pozostałą 9-ką z grupy gwarancyjnej).
Myślę, że oficerowie wtedy mieli swój kodeks głeboko w ..sercach. To nie cwaniaczki z Costa Concordii, którzy podkulają ogon i zwiewają jak szczur im szybciej, tym lepiej. Mam wrażenie, że dla nich śmierć na morzu była naturalnym ryzykiem, z którym, jesliby było, nie należało walczyć, a do końca trwać na posterunku. Przecież i my mielismy takich ludzi. Nie szukając daleko, gdy tonął ORP Piłsudski kpt Mamert Stankiewicz walczył o uwięzionych ludzi, nie chciał zejść z pokładu póki nie sprawdzi, czy nie ma innych ludzi na statku. Przypłacił to życiem. Nie od razu, nie w wodzie, ale po wyłowieniu przez inny okręt - dostał zawału i był wychłodzony w znacznym stopniu.
Nie chcę generalizować, ale czasem się zastanawiam, czy dzisiejszych oficerów byłoby stać na taki...chyba heroizm. Stać do końca na posterunku, odcinać zasraną łódź, która sama się woduje, bo statek ostatecznie się zanurza i nie ma szans na ratunek? Nie wiem. To się okazuje dopiero w sytuacji ekstremalnej.
Czy to dziwne, że Lowe miał swoją broń? Haha, do niego akurat mi własny pistolet pasuje To były inne czasy, mam wrażenie, że niezły podręczny arsenalik dałoby się uzbierać, jakby zebrać w jedno miejsce to, co wspaniali panowie z I i II oraz zwykli i zapomnieni z III plus obsługa ze sobą wozili. Inne przepisy. Hehe, sprawdzali, czy w III klasie nie mają wszy, ale spluwę to sobie można było przynieść w tobołku. I mi się cytat z "Nie ma mocnych" przypomniał... "dobre to były czasy..i granat pod ręką był..i karabin.." ;p Ale wracając do tematu - u Łempickiego sa relacje świadków o tym, że tuż przed zatonięciem, w tym całym pandemonium, słychac było wiele strzałów. Niektórzy woleli odejść tak, szybko i bez bólu, niż skazac się na gehennę w zimnej wodzie.
Murdoch po raz pierwszy strzela do siebie w serialu z C. Zeta - Jones..owszem, Cameron bardziej kasiasty, ale to nie on po raz pierwszy go uśmiercił w taki sposób...
Hichens to prostak i oszust. O tym, jak się zachowywał, hrabia, w łodzi sporo wiadomo, chociażby z filmów, gdzie jest to wiernie pokazane. Kiedy kpt. Smith nawoływał łodzie, by wrociły (zwłaszcza, że były średnio załadowane...) ten udawał, że nie słyszy. W jego łodzi słyszeli, a on, bidula, nie. Siedział jak kwoka na jajach i ani myślał wiosłować, a podczas przesłuchań próbował wzruszyć publikę tym, jak to mocno się starał dotrzec do tego mistycznego światełka na horyzoncie, które było statkiem niezidentyfikowanym (dla mnie to Californian. Baardzo mnie przekonuje teoria mirażu. Tym bardziej, że marynarze na Californianie widzieli Titanika)...Dbał tylko o swój tyłek. Oczywiście, siedze sobie na dupsku w domu i mam ciepło, więc sobie mogę gdybać, ale jakim skunksem trzeba być, żeby udawać, że się nie słyszy krzyków ludzi dogorywających i umierających w cierpieniu? No cóz...
Początkowo było mi Harolda drogiego szkoda. Ale potem mi przeszło. To był dorosły facet, szybki w języku, bezkompromisowy. Gdyby chciał - pewnie dogadałby się z resztą na prywatnej stopie. Może nie miał takiej potrzeby. Może był zachwycony statkiem, ogromnym awansem (z III oficera na jednokominowej popierdułce na, co prawda V, ale na największym statku świata, do tego pierwsza podróz przez Atlantyk...), skupiony na sobie? Moze zwyczajnie czekał, co będzie po powrocie. Bo Smith miał oddać komuś dowództwo, Wilde miał zostać przeniesiony. Lowe inwestował w swoją naukę, wciąż się kształcił. Może miał nadzieję, że wskoczy wyżej? Większość znała się z Oceaników, Majestików czy Olympików, Moody to była wisienka na torcie, skończył rewelacyjną szkołę, poza tym trzymał się z Phillipsem i Bridem (jeśli mieli akurat sekundę czasu ;p) . Hmm..kto wie...a może faktycznie, na około rok przed ślubem, postanowił oddać się romantycznemu nastrojowi panującemu na transatlantyku i sobie jakieś dziewczę, płoche czy nie, przygruchał?
Czy powrót po tych, co byli w wodzie był bezcelowy... Na pewno nie dla tych, co zostali wyłowieni z niej. Owszem, tylko jak powiedzieć tym, których zabrać nie można, że wy umrzecie, a my bierzemy tego, kto pierwszy się napatoczy? Ja nie dziwię się temu, co Lowe powiedział. Czekał, aż się przerzedzi. Był taki moment, kiedy miał 2 ciała w swojej łodzi. Wyrzucił je za burtę. Kobiety oczywiście podniosły larum, uznały to za bezczelne, ale Lowe powiedział sobie "jestem tu dla życia, nie dla śmierci". A tak na prawdę wystarczyło pakować łodzie na maxa od początku...Prawdziwie pełne były tylko dwie, 11 i 15 (na 65 miejsc - 70 osób; to te dwie szalupy, które były bliskie kolizji).
Psrus - niestety, Butlera nie miałam nawet w rękach Boleję, poluję, ale łatwo nie jest. Chyba nie pozostanie mi nic innego, jak zaopatrzec się w wersję angielską... Myślę jednak, że winne może być tłumaczenie. W zeznaniach Lowe jasno i klarownie mówi o tej sytuacji.
Znowu wyszło mi coś przeokropnie długiego... rety, sorry!!! Postaram się streszczać!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loutino
Dołączył: 09 Lut 2015
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:48, 16 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Co do Wilde'a a przede wszystkim Murdocha to... cholera, masz rację. Jeśli popatrzeć na to z tej strony, to faktycznie to on mógł być tym, który nie wytrzymał. Jednakże wciąż biorę jeszcze pod uwagę również Moodiego. Wprawdzie miał całe życie przed sobą, ale taka młoda osoba mogła sobie nie poradzić z taką sytuacją w jakiej się znaleźli. Tak się zastanawiam czy to właśnie jego nie jest mi najbardziej szkoda (przynajmniej z tych co nie przeżyli). Jako osoba w wieku zbliżonym do jego (21 lat) to potrafię dobrze wczuć się w jego sytuację, w to co mógł myśleć i czuć. Niesłusznie się poddał. Mógł chociaż próbować przeżyć, może dałby radę w wodzie, może ktoś by go wyciągnął... To samo tyczy się zresztą każdego, Murdocha też. I Andrewsa. Tak jak napisałaś - był gentelmanem, człowiekiem honoru, najpierw jego ludzie później dopiero on, czuł się odpowiedzialny, czuł, że nie zrobił wszystkiego by zapewnić jak najwięcej bezpieczeństwa, ALE. Miał żonę i malutkie dziecko, poza tym, wina nie była jego (bo w sprawie szalup CHCIAŁ coś zrobić) ale Ismaya. Pewnie w jego wypadku wypadało, żeby nie zwiać ze statku jak tchórz, ale mógł chociaż próbować przeżyć. Bo miał dla kogo.
Tak, w ogóle ludzie kiedyś mieli zasady, dziś to wymierający, o ile już nie wymarły gatunek. Ludzie (także oficerowie) mieli swój kodeks, honor i to co robili, robili z serca. Oczywiście, były aspekty, w których dobrze, że ludzie w końcu zmienili/zmieniają myślenie, ale akurat jeśli chodzi o takie sprawy jak poczucie obowiązku, śmierć, stosunek do siebie nawzajem to wydaje się, że niegdyś było lepiej. Chociaż... cienka jest granica między odwagą, heroizmem, tym poczuciem obowiązku a... zwykłą głupotą i przesadą. Życie jest jedno, a w czasach, choćby, Titanika, jakoś za łatwo potrafili je oddać mam wrażenie. Też potępiam zachowanie tych z Costy Concordii, ale i nie za bardzo pochwalam również postępowania tych z Titanika, którzy niewiele brakowało a z radością oddaliby się śmierci "bo jestem honorowy/nie boję się śmierci". Może brzmię/piszę trochę z przesadą, ale chcę tylko jakoś podkreślić, że KAŻDY na Titaniku z tych, którzy nie znaleźli się w szalupach winien był walczyć do końca. A jak widać, znaleźli się tacy, którzy się poddali. Wiadomo, to ludzka psychika, i nie wiemy jak sami byśmy zareagowali w takiej sytuacji i co czuli pasażerowie w tamtych chwilach, ale chodzi o to, że kiedy ma się dla kogo żyć, to - jeśli już nie dla siebie - to warto walczyć o przeżycie chociażby dla tych, którzy nas kochają i czekają na nas.
Co do Hitchensa zaś to wszystko z nim było ok to momentu jak kapitan wyszedł na mostek po uderzeniu (mówię o filmie). Od tego momentu to już taka żmija....Zresztą: https://www.youtube.com/watch?v=wRCCYd4JJdQ
I tyle. Nawiąże teraz do tego co przed chwilą napisałam: że jest cienka granica między heroizmem a głupotą. Trzeba chcieć żyć a nie umierać. ALE. Śmierć czy wszelkie niebezpieczeństwo trzeba przyjmować z godnością, jeśli trzeba. W wielu aspektach nie wolno być czarnym albo białym ale umieć zrobić/wybrać coś pośrodku. W tym przypadku jedni woleli zginąć, inni chcieli żyć po trupach (dosłownie i w przenośni). Hitchens do tych drugich się zaliczył. Całkowicie potępiam takie zachowanie. Nie wiem, może i był dobrym sternikiem i dobrze prowadził Titanika, nie wiem też jakim był człowiekiem na co dzień, ale jego zachowanie w noc tonięcia zasługuje na (wieczne) potępienie. Hm, tak sobie myślę, jak to jest, że on jeden a dał rade przeciwstawić się reszcie ludzi w szalupie? Przecież jakby wszyscy zdecydowali, że wracają i chwycili za wiosła, to sternik nie miałby nic do gadania! W sumie kiedy Molly wyrzuciła go do wody? Mogła przecież to zrobić i zawrócić na wzywanie kapitana. W ogóle, tyle ludzi (pasażerów) chciało wrócić a wrócił tylko Lowe. Widać, jak bardzo im "zależało" na powrocie i że najwyraźniej łatwo przyjęli odmowę dowodzących łodziami. Jakby naprawdę chcieli to by wrócili, czy to jak kapitan wołał, czy jak już było po wszystkim.
Oczywiście nie wspominając o fakcie, że OD RAZU nie ładowano CAŁYCH szalup... To jest dopiero głupota.
Jeezu, Lowe wyrzucił ciała do wody? Nie ogarniam czasami tego człowieka; raz wzbudza we mnie ogromną sympatię, a raz wręcz przerażenie...
Heh, jeśli o Harolda w ogóle chodzi to też racja - dzieciakiem już nie był, jakby mu było źle to poczyniłby kroki, by nie być "samym w tłumie". Chociaż ja uważam, że kapitan powinien w ogóle zadbać o dobre relacje miedzy swoimi ludźmi, którzy przecież mieli pracować ze sobą przez wiele dni. Powinni się jakoś znać, ufać sobie, powinna być między nimi dobra atmosfera - a przynajmniej na tyle na ile to możliwe. To chyba nawet część bhp! Nie wiem, może jakieś wieczorki integracyjne, na imprezie w trzeciej klasie?
Poruszyłaś wątek zmian między oficerami po powrocie. A właśnie się zastanawiam jakby to wszystko mogło wyglądać, gdyby nie ta przeklęta góra lodowa? Tzn kiedy nastąpiłyby zmiany? Po powrocie z NY? I ciekawe czy doszedłby jakiś nowy oficer? A może na kolejny rejs na Titaniku byłby inny skład oficerski? Czy ten, który znamy był przypisany na długi czas? To pytania raczej do tych co pływają i znają temat od tej strony. Bo Wiadomo, że Smith miał przejść, po rejsie Titanika, na emeryturę, a Wilde miał też gdzie indziej iść, gdyż jego rola chefa była tylko chwilowa, zdaje się. Czyli co, po powrocie do Anglii zostaliby na Titaniku od pierwszego oficera do szóstego, wszyscy awansowaliby o stopień do góry i dano by im nowego kapitana? W sumie Murdoch i Lights i tak powinni wskoczyć wyżej, tak jak było przed zmianami Smitha. A to oznacza, że zwolniłoby się miejsce drugiego oficera (albo szóstego), więc doszedł by ktoś nowy, może oryginalny drugi oficer, sprzed zmian. A może każdy dostałby przydział na inne jednostki...? Hm, ktoś potrafi mi powiedzieć jak to jest i jak mogłaby wyglądać sytuacja gdyby Titanic zakończył pomyślnie swój rejs?
Emhokr, kto był na rok przed ślubem?? Lowe?? Hihi, i"przygruchał sobie dziewczę"? No, no, nie powiem, ciekawe by to było. Zawsze lubiłam zastanawiać się jak oficerowie poznawali dziewczyny (Murdoch i Lightoller dali, zdaje się, radę). Musisz KONIECZNIE kontynuować swoje opowiadanko (a w ogóle to którego Ty tam chciałaś umieścić oficera? Piątego czy szóstego? Aktualne to jeszcze? )
I widzisz, ja też piszę długie posty. Widać nie potrafię inaczej...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Loutino dnia Pon 21:59, 16 Mar 2015, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
psrus
Dołączył: 16 Lut 2011
Posty: 771
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 22:17, 16 Mar 2015 PRZENIESIONY Pią 15:54, 03 Kwi 2015 Temat postu: Dyskusja ogólna o oficerach |
|
|
Zdajecie sobie sprawę jaki to jest off-top w tym temacie o konstrukcji Titanica? Ale dobra...
Można sobie dyskutować o zachowaniu oficerów, nie-oficerów, ich motywacje i siła instynktu przetrwania, ale dla mnie trudno tu przejść obok całkowicie według mnie dziwnego przypadku muzyków. Kazano im grać dla pasażerów, co po pierwsze nie pomagało pasażerom przetrwać, bo utwierdzało ich tylko w pozornym bezpieczeństwie pokładów Titanica przez utrzymywanie sielankowej atmosfery. Tak naprawdę nie czynili nic co by w rzeczywisty sposób pomogło komukolwiek, mimo to pozostali na stanowisku niemal do końca. Być może przyczyniło się do podjęcia decyzji, żeby grać dalej, to, że nikt ich z obowiązku nie zwolnił (a może zwolnił? Kapitan ponoć chodził w pewnym momencie i zwalniał wszystkich z obowiązku), być może nie widzieli szansy ani sensu by coś działać aby zwiększyć swoje szanse... A różni byli, taki, co pierwszy raz na statku, co ma na utrzymaniu matkę, co miał się wkrótce ożenić. Jedno jest pewne, po prostu traktowali swoją pracę nie jako coś co mają tylko odbębnić i fajrant, ale traktowali swoją pracę jak służbę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Loutino
Dołączył: 09 Lut 2015
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:28, 16 Mar 2015 PRZENIESIONY Pią 15:55, 03 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
No, ogromny off-top. Chyba trzeba by gdzieś to przenieść, ale jak znam życie, po przeniesieniu rozmowa się zakończy
No tak, muzycy jakoś mi umknęli, a przecież zawsze podziwiałam ich odwagę i to, że robili swoje do końca, w takich warunkach... Czyniąc ze śmierci sztukę (swoją sztuką). Czyniąc to co straszne, przerażające - pięknym. Tylko dlaczego i po co? Może to właśnie to dawne poczucie obowiązku, godności, honoru. Jakkolwiek by to nazwać, czegoś, czego dziś już się nie spotyka. Poza tym, z tego co wiem to byli z drugiej klasy, nie z pierwszej. Grali dla ludzi, z których się nie wywodzili, ale równocześnie, tak jak oni, mieli pełne prawo się ratować.
Chyba nigdy tego nie zrozumiemy, nie my, ludzie XXI wieku. Ja np. nie potrafię zrozumieć tak innego podejścia, wydaje się, że łatwego podejścia, do śmierci, ludzi z tamtych lat. Całkiem co innego niż dziś. Czy dobrze? To już każdy sam niech sobie odpowie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Loutino dnia Pon 22:31, 16 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|