Kobra83 |
Wysłany: Śro 0:01, 29 Sie 2012 Temat postu: Kolekcja Titanica NR 68 |
|
Spis Treści: Opuścić statek! Spuszczać pierwszą szalupę. Aktorka w pierwszym szeregu. Koniec gry.
Opuścić statek!
Drugi oficer Charles Herbert Lightoller z pistoletem w kieszeni płaszcza wielkimi krokami opuścił kabinę Murdocha i ruszył prosto na pokład szalupowy, gdzie kierował kluczową w tej chwili operacją przygotowywania łodzi ratunkowych.
Po drodze spotkał Strausów. Starsi państwo stali oparci o pokładówkę i najspokojniej w świecie rozmawiali, zupełnie jakby nic się nie stało.
Oficer zatrzymał się i zwracając się uprzejmie do pani Straus, zapytał:
-Czy mogę pani towarzyszyć do łodzi?
-Nie, dziękuję - odparła spokojnie pani Ida. - Myślę, że póki co zaczekam tutaj.
-Dlaczego nie chcesz przyjąć zaproszenia? - wtrącił się troskliwie jej mąż.
-Nie, na razie nie - ucięła starsza pani.
-Wolę jeszcze trochę zostać tu z tobą. Państwo Straus powoli podeszli do leżaków i usiedli, zupełnie jakby przed chwilą odrzucili zaproszenie do baru w pierwszej klasie. Po drodze na lewą burtę pokładu szalupowego Ligthtoller spotkał jeszcze jedną parę. Pomyślał, że to para młodych Amerykanów, sądząc po akcencie, zapewne pochodzących z jakiegoś miasteczka z zachodu.
-Czy chce pani wsiąść do szalupy?-zapytał Lightoller, zwracając się do kobiety.
-Nie ma mowy! - padła natychmiast odpowiedź. - Zostaniemy razem. Dopiero co zaczęliśmy i... jeśli naprawdę ma się to skończyć, wolimy skończyć razem.
Te dwa spotkania świadczą o tym, jak trudno było nawet oficerom, by nie wspomnieć o załodze, namówić żony do rozstania się z mężami, choć od zderzenia minęła już godzina. „Titanic” unosił się majestatycznie na oceanie i sprawiał wrażenie niezagrożonego. Perspektywa porzucenia tego luksusu i pewności i przeniesienia się do małych, drewnianych łodzi zdanych łaskę i niełaskę oceanu, nie była dla pań zachęcająca. Tym bardziej, że większość z nich nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Z pewnością jesteśmy bezpieczniejsi tutaj niż w łodzi wiosłowej! - zawyrokował głośno John Jacob Astor i komentarz ten doskonale odzwierciedla panującą powszechnie atmosferę niedowierzania.
Pamiątkowe zdjęcie Isidora i Idy Strausów. Ta para pochodzenia niemieckiego stanowiła doskonałe ucieleśnienie amerykańskiego marzenia o tym że wszyscy mają szansę się wzbogacić. Isidor Straus był właścicielem Macy's jednego z najbardziej znanych domów handlowych w Nowym Jorku.
Lightoller koordynował operacje przy szalupie ratunkowej numer 6, czekając jednocześnie na bosmana, którego wysłał na niższy pokład, żeby otworzył wszystkie przeszklone drzwi na pokładzie A. Kiedy szalupa nr 6 została opuszczona do poziomu pokładu, Lightoller stanął na niej jedną nogą, drugą trzymając wciąż na pokładzie tak, by zapobiec chwianiu się łodzi i zaczął zapraszać kobiety i dzieci do wejścia do szalupy.
Szósty oficer James P. Moody wykrzykiwał „tylko kobiety i dzieci” i trzymał mężczyzn z dala od szalup. W konsekwencji pułkownik Gracie, towarzyszący siostrom Lamson, za które czul się osobiście odpowiedzialny, musiał się z nimi rozstać. Przy wejściu do łodzi pomógł pannom Lamson oficer, Gracie zaś ruszył z powrotem do salonu pierwszej klasy w poszukiwaniu kolejnych podopiecznych. Towarzyszył mu przyjaciel, James Clinch Smith.
Spuszczać pierwszą szalupę
Natomiast na bakburcie pokładu szalupowego jako pierwszą z bloków odczepiono szalupę numer 7. Następnie została ona opuszczona na wysokość pokładu tak, by umożliwić pasażerom wsiadanie. Pierwszy oficer William McMaster Murdoch nie zdradzając cienia zdenerwowania, uprzejmym tonem zwrócił się do stojącej w pobliżu grupki pasażerów:
- Proszę panie, tędy.
Ewakuacja jeszcze się nie rozpoczęła, a „Titanic” ze swymi jaśniejącymi światłami i orkiestrą grającą, jakby znowu podjęto światowe życie na pokładzie, sprawiał wrażenie znacznie bezpieczniejszego niż kruche, drewniane łupinki o długości kilku metrów. Panie nie śpieszyły się więc z opuszczaniem pokładu transatlantyku. Wolały zaczekać i nie mogły się zdecydować na wejście do szalupy. Ktoś musiał zrobić pierwszy krok.
William McMaster Murdoch był z pewnością jednym z protagonistów tragedii "Titanica". Jako oficer dowodzący statkiem w chwili zderzenia natychmiast znalazł się w centrum akcji ratunkowej.
Helen Walton Bishop, dziewiętnastoletnia mężatka była zupełnie wytrącona z równowagi. Jej wspaniały miodowy miesiąc, którego ukoronowaniem miał być niezapomniany rejs na najbardziej luksusowym transatlantyku wszech czasów, zupełnie nieoczekiwanie przekształcał się w istny koszmar. Najpierw niespodziewana pobudka w nocy, pierwszy rekonesans na pokładzie szalupowym, powrót do kabiny, bo wszystko wydawało się w porządku, później alarm i wreszcie pośpieszne wyjście na pokład szalupowy - tego było stanowczo za wiele jak na jej nerwy. A jakby tego było mało, jej ulubieniec, piesek Frou Frou, który z właściwą zwierzętom intuicją wyczuł nadchodzące niebezpieczeństwo, rzucił się na nią i poszarpał jej brzeg obszernej spódnicy. Stojąc teraz na otwartym pokładzie, strasznie zmarzła. Poprosiła więc męża, żeby wrócił do kabiny i przyniósł jej mufkę. Trzeba było zejść tylko dwa pokłady niżej, więc Dickinson Bishop niewiele myśląc posłusznie oddalił się, by spełnić pragnienie żony.
Kiedy znalazł się w kabinie, zaczął się zastanawiać, czy nie zabrać też szkatułki z klejnotami, ostatecznie jednak doszedł do wniosku, że nie ma to sensu, ponieważ najważ- 1 niejsze w tej sytuacji jest wyjście cało z całej tej opresji.
Wziął więc mufkę i pośpieszył z powrotem do Helen, zostawiając na komodzie klejnoty warte jedenaście tysięcy 5! dolarów.
Z podróży poślubnej po Europie wracali także państwo Snyder, John i Nełle z Minneapolis. Zajmowali kabinę na pokładzie B, położoną niedaleko od kabiny Bishopów. Zgodnie z zaleceniem stewarda założyli kamizelki ratunkowe i udali się na rufę. Niepewni jak inni, nie wiedząc co robić, na widok Bishopów odetchnęli z ulgą i postanowili do nich dołączyć.
I tak, kiedy Murdoch wziął za rękę panią Helen Bishop, żeby pomóc jej pokonać wolną przestrzeń między pokładem a szalupą i zająć miejsce w łodzi numer 7, także Nelle Stevenson Snyder postanowiła zrezygnować z pozornego bezpieczeństwa pokładu na rzecz zimnych drewnianych ławek szalupy. Choć i jej Murdoch pomógł przedostać się do szalupy, kiedy stawiała krok z pokładu na łódź, nieopatrznie spojrzała w dół i na widok czerni oceanu wiele metrów niżej, przeniknął ją strach. Wydawało jej się, że przechodzi przez jakąś bezkresną otchłań, w końcu jednak szczęśliwie znalazła się w łodzi.
Charles Lightoller został przydzielony do kierowania akcją ratunkową na bakburcie. Także w tej sytuacji ściśle przestrzegał regulaminu i sprawdzał, by do łodzi wsiadały tylko kobiety i dzieci.
Szalupa numer 7 musiała pokonać aż 25 metrów, by znaleźć się na powierzchni oceanu. Ten ostatni był na szczęście gładki jak stół, co miało kluczowe znaczenie przy operacji spuszczania szalup ratunkowych. Gdyby morze nie było tak spokojne, a statek przechylił się na prawą burtę ^ o więcej niż 5 stopni, spuszczanie łodzi ratunkowych przedstawiałoby ogromne trudności. W szalupie zajęli miejsce państwo Elmer i Juliet Taylors ze Smyrny w stanie Delaware. Wracali do East Orange w New Jersey, gdzie podobnie jak w ubiegłych latach zamierzali spędzić lato. Zajęli miejsce, zapominając o zabraniu ze sobą zajmującego sąsiednią kabinę wspólnika - Fletchera Williamsa. W odróżnieniu od Lightollera, który kierował operacjami na przeciwnej burcie, Murdoch nie przywiązywał takiej wagi do tego, czy do łodzi wsiądą tylko kobiety i dzieci, czy także mężczyźni. Lekceważąc wyraźny rozkaz kapitana Smitha, raz na jakiś czas przymykał oko, kiedy do szalupy wsiadali mężczyźni. Dzięki temu mężowie Helen i Nełle także znaleźli się w szalupie, zupełnie jakby było to coś całkiem naturalnego. Nie do pomyślenia było dla nich, by w takim momencie mieli opuścić swoje młode żony. Ale w łodziach znalazło się miejsce nie tylko dla mężów. Czasem wystarczyła przyjaźń, by mężczyźni znaleźli bezpieczne miejsce w tej szalupie.
Aktorka w pierwszym szeregu
Tego wieczora młoda aktorka Dorothy Winifred Gibson do późnych godzin nocnych grała w brydża ze swymi dwoma przyjaciółmi z Nowego Jorku, Frederikiem Kimberem Sewardem i Williamem Thompsonem Sloperem. Dorothy była u szczytu kariery. W marcu skończyła właśnie kręcić film „The Easter Bonnet”. By odpocząć po trudach planu filmowego wybrała się wraz z matką na wakacje do Genui i teraz stamtąd właśnie wracała. Na „Titanica” wsiadła w Cherbourgu. W chwili zderzenia nie odczuła najmniejszego zaniepokojenia, podobnie zresztą jak większość pasażerów w palarni pierwszej klasy, jednak w odróżnieniu od innych przerwała grę i poszła zajrzeć do matki, Pauline, zajmującej kabinę numer 22 na pokładzie E. Kiedy schodziła po schodach przez chwilę miała wrażenie, że pokład jest lekko nachylony do przodu, jednak po chwili uznała to za niechybne złudzenie. Wolała jednak nie tracić czasu. Kazała się matce ubrać i razem udały się na pokład szalupowy, gdzie cierpliwie czekały na zalecenia, które póki co nie nadchodziły. Kiedy wreszcie pasażerowie zostali zaproszeni do łodzi ratunkowych, okazało się, że oprócz Bishopów i Snyderów nie ma chętnych do wejścia do łodzi. W tym momencie Dorothy dostrzegła w pobliżu swoich kompanów od brydża i poprosiła, by jej towarzyszyli.
Aktorka Dorothy Gibson, jedna z najsłynniejszych postaci na "Titanicu". Zaokrętowała się na "Titanica" wraz z matką Pauline w drodze powrotnej z wakacji we Włoszech. Dorothy zyskała sławę dzięki portretom, a jej podobizny pojawiały się w reklamach strojów w setkach czasopism i gazet. Pierwszą rolę w filmie dostała w roku 1911.
Frederic Seward starał się jakoś wykręcić od obowiązku opieki nad damą. Powodowała nim nie tyle chęć przestrzegania załecenia, by do szalup wsiadały tylko „kobiety i dzieci”, lecz fakt, że mala łódź wiosłowa, o długości nieco ponad dziewięciu metrów, prezentowała się zgoła marnie w porównaniu z rozświetlonym transatlantykiem stojącym niczym wyspa na oceanie. Dorothy Gibson jednak nalegała tak długo, że wreszcie mężczyźni ulegli jej prośbom i z pewnym wahaniem zajęli miejsce w szalupie.
Co się tyczy wykazu osób, które wsiadły do poszczególnych łodzi ratunkowych, wciąż jeszcze, po dziewięćdziesięciu latach, nie ma całkowitej pewności, kto zajął w nich miejsce przed opuszczeniem na morze. Nie ma np. jasności co do tego, czy w łodzi, w której był William Sloper, tj. w szalupie numer 7, zajęła także miejsce Alice Fortune. William Sloper był młodym bankierem z Connecticut. Wracał właśnie z trzymiesięcznej podróży po Europie, w czasie której poznał Alice Fortune. Młoda kobieta tak go zauroczyła, że kiedy tylko dowiedział się, że wraz z rodzicami ma wracać do Kanady „Titanikiem”, zrezygnował z rezerwacji na „Mauretanii” i zamówił kabinę na nowym transatlantyku. Jeśli zatem wydaje się prawdopodobne, że przyjaciel Dorothy, Frederic Seward, zgodził się jej towarzyszyć w szalupie, niezrozumiałe wydaje się, dlaczego tego samego nie mial uczynić Sloper wobec Alice Fortune. Fakt, że miejsca w szalupach nie były z góry wyznaczone, a także ogólne zamieszanie, tłumaczą trudności w określeniu, kto ostatecznie wsiadł do której łodzi. Poza tym arbitralne wykonywanie rozkazów na obydwu burtach, zarówno tam, gdzie operacje nadzorował Lightoller, jak i tam, gdzie zajmował się tym Murdoch, tłumaczy nieścisłości przy odtwarzaniu przebiegu wypadków.
Podczas gdy z jednej strony grupy przyjaciół czekały na pokładzie na wejście do łodzi, z drugiej strony dochodziło do sytuacji, w której bliscy sobie ludzie całkowicie tracili się z oczu. Tak było z rodziną Crosbych.
Kapitan Edward Gifford Crosby zaraz po kolizji wyszedł z kabiny i udał się na rekonesans po statku. Kilka minut później wrócił do kabiny i powiedział żonie, Catherine Elizabeth, że doszło do zderzenia i że statek jest poważnie uszkodzony. Następnie udał się do kabiny córki, Harriette, kazał jej się ubrać i jak najszybciej wyjść na pokład szalupowy. Po czym bez słowa wyszedł.
Pani Catherine i jej córka ubrały się w pośpiechu i udały się na pokład szalupowy. Panowało tam ogólne zamieszanie, toteż nie mogły zrozumieć, co się w ogóle dzieje. Dlatego kiedy Murdoch wezwał kobiety do zajmowania miejsc w szalupach, bez wahania spełniły jego polecenie. Edwarda jednak nie było widać w pobliżu. Obydwie martwiły się, co się z nim stało. Niepokój, który dał się odczuć w jego relacji, nie opuszczał ich ani na chwilę. Mówił o zatonięciu statku z takim przekonaniem, że jego żona i córka nawet nie brały pod uwagę innej możliwości. Nie zdawały sobie z tego sprawy, ale dziób „Titanica” nieuchronnie zagłębiał się w czarną powierzchnię oceanu.
Palarnia była twierdzą, w której schronili się ostatni, najbardziej wytrwali pasażerowie pierwszej klasy. Mimo panującego wokół zamieszania byli tak przekonani, że statek jest całkowicie bezpieczny, iż nie spieszno im było spełnić polecenie stewardów. Woleli najpierw spokojnie wypalić cygaro i wysączyć szklaneczkę whisky.
Koniec gry
Niewielka grupka najbardziej zapalonych graczy, którzy po krótkiej przerwie spokojnie podjęli przerwane partie brydża, obserwowała rozgrywające się dwa kroki dalej operacje zajmowania miejsc w szalupie ratunkowej nr 7. Ich uszu dochodziły wezwania do ewakuacji co chwilę powtarzane przez oficera. Jednak kiedy w pół godziny po zderzeniu pasażerowie zgromadzeni w palarni po raz pierwszy usłyszeli, że mają się ubrać w kamizelki ratunkowe, grę przerwano.
Za jakiś czas gracze, każdy na swój sposób przygotowany, zgromadzili się ponownie na pokładzie szalupowym i wobec braku zaleceń, instynktownie zebrali się w grupki.
Henry Blank, William Bertram Greenfield i Alfred Nourney, uchodzący powszechnie za barona von Drachstedt, z niedowierzaniem ruszyli do swoich kabin, mimo że polecenie oficera było całkiem wyraźne i kategoryczne. Kabiny całej trójki znajdowały się na pokładzie D, postanowili jednak zgodnie udać się na pokład E, by osobiście przekonać się, czy istotnie statkowi zagraża niebezpieczeństwo. Na widok boiska do squasha zalanego dziesięciocentymetrową warstwą wody zaparło im dech w piersiach. Teraz nie trzeba ich już było namawiać, żeby pobiegli do kabin po kamizelki ratunkowe.
W konsekwencji byli gotowi do ewakuacji jako jedni z pierwszych. Oficer, który spotkał na korytarzu pokładu A Henry’ego Blanka we wzorowo zasznurowanej kamizelce, zdziwił się i nie omieszkał mu pogratulować pilności:
- Ponieważ na dworze jest zimno, najwyżej będzie Panu cieplej! Grupka, która jakieś dwadzieścia minut wcześniej przerwała grę w brydża, teraz ponownie się formowała. William Greenfield przybył na pokład szalupowy w towarzystwie matki, czterdziestopięcioletniej pani Blanche oraz jej przyjaciółki z Nowego Yorku, Antoinette Flegenheim. Antoinette, z pochodzenia Niemka, była zaledwie trzy lata starsza od matki Greenfiełda, ale była już wdową, ponieważ pięć lat wcześniej straciła męża, Alfreda, z którym pobrali się w 1891.
W następnym numerze między innymi: SOS: ostatnia nadzieja. 00.40'. Coraz więcej wody.
Źródło: "Titanic" zbuduj sam. Kolekcja Hachette. |
|