Loutino |
Wysłany: Pią 0:15, 22 Gru 2017 Temat postu: |
|
No, można tak powiedzieć, choć nic nam nie wiadomo o tym, jakoby Boxhall wrócił na mostek trzymając w dłoni filiżankę z herbatą. Ale, tak jak zostało powiedziane w temacie o Boxhallu - film rządzi się swoimi prawami i reżyser musiał jakoś upchać różne postaci (i historię) tak, żeby to miało ręce i nogi, nie było chaotyczne dla widza. Ja tylko powtórzę to, co zawsze mówię: warto nie poprzestawać tylko na filmie jeśli chce się zostać w temacie Titanika. Bo tam historia została, nazwijmy to, przerobiona tak, by nadawała się na potrzeby filmu. O ile się o tym pamięta, to nie ma w tym nic złego. Mnie te zmiany reżysera nieszczególnie bolą, ale ja mam świadomość tego, jak było. A wielu tej świadomości nie ma i odbiera ten film niczym film dokumentalny podany w formie fabularnej. I to mnie czasami irytuje, bo może prowadzić do takich sytuacji jak w Twoim przypadku i do podobnych. |
|
Loutino |
Wysłany: Czw 17:19, 21 Gru 2017 Temat postu: |
|
Wachtę zawsze miało trzech oficerów - jeden starszy (senior officer, którym był drugi, pierwszy i główny) i dwóch młodszych (junior officer, którym był trzeci, czwarty, piąty i szósty). Pitman, trzeci oficer, zawsze miał wachty z Lowe'm, piątym. A Boxhall, czwarty, z Moodym, szóstym. I właśnie ta ostatnia dwójka, razem z Murdochem, pierwszym oficerem, pełniła wachtę podczas zderzenia. Moody był tym, który odebrał telefon od obserwatortów, a Boxhall tym, który był na herbatce. Ponoć z powodu choroby. Jednak nie ma pewności co do tego, co on dokładnie robił, bo sam Boxhall zmienił dwukrotnie wersję swoich poczynań. Co do filmu... cóż, warto brać poprawkę na to, co zostało tam pokazane. |
|
Loutino |
Wysłany: Pią 4:25, 17 Lip 2015 Temat postu: |
|
Ok, tekst będzie przydługawy, ale skoro ktoś tu wszedl, to znaczy, że temat go interesuje, więc to lektura dla niego. No, to...
VI oficer na Titaniku, James Paul Moody urodził się 21 sierpnia 1887 roku w Scarborough, w Anglii. Był synem Johna Moodiego i Evelyn Lammin. Najmłodszy z czwórki rodzeństwa. Pływał od 14 roku życia, zaczynal na HMS Conway. Później uczęszczał do King Edward VII Nautical School w Londynie, które skończył w 1911 i dołączył do WSL. W 1910 został RNR (Royal Naval Reserve). Zdał egzamin na kapitana (ale nigdy nie objął tej funkcji). W 1912 mieszkał z wujkiem w Grimsby. Przed objęciem służby na Titaniku był V oficerem na Oceaniku. James miał wielki szacunek do Lightollera, a z Pitmanem miał dobre relacje. Przyjaciel operatora Bride'a i oryginalnego II oficera Blair'a. W Southampton nie miał dużo czasu na zwiedzanie. Razem z V oficerem Lowem brał udział w Board of Trade, wodując dwie szalupy. 14 kwietnia 1912 Lightoller chcąc sprawdzić nawigacyjne umiejętności Jamesa, poprosił go o oszacowanie, o której Titanic znajdzie się w pobliżu pola lodowego. Młody oficer podał godzinę 23.00, co rozczarowało Lightollera, gdyż sam wyliczył godzinę 21.30. Historia pokazała, że to Moody miał rację, ponieważ statek uderzyl w górę lodową o 23.35. Był to człowiek serdeczny, przyjemnie usposobiony, towarzyski. Sprytny i praktyczny. Jego rodzina do dziś prowadzi bankierski interes, sam Moody mial pracować w banku. Uwielbiał przygody, zszedł nawet do ciemnego szybu górniczego i jeździł na rolkach w Chile. Kochał zwierzęta i tak bardzo uwielbiał koty ze statków, że się nimi zainteresował. Od dzieciństwa w jego życiu były psy. Uroczy człowiek, świetny obserwator, bardzo dbał o swoje rodzeństwo i miał z nimi bardzo bliskie relacje tak jak i z resztą swojej rodziny. Nie umiał się doczekać na wakacje 1912 roku. Interesowały go historie kryminalne. Romantyczne opowiadanie, które napisał, pasowało do gazet z opowiadaniami, które czytał. Umiał gospodarować mądrze pieniędzmi, nawet odkładał sobie trochę kasy. Ale raz, będąc gdzieś na wakacjach, wydał wszystko i musiał sprzedać swój stary sekstant. Był samodzielny i umiał sobie poradzić - gdy był Chef oficerem na jakimś statku, na kilka dni załogę zostawił kapitan, który nawet nie powiedział Jamesowi, co ma robić i jak radzić sobie z załogą. Moody był w stanie sobie poradzić (utrzymać wilków morskich w ryzach mając zaledwie 20 lat!). W Newcastle został "przygarnięty" przez jakąś tamtejszą rodzinę gdy był jeszcze praktykantem i bardzo mu się tam podobało. Był okres, że dużo czasu jego statek spędzał w portach Południowej Ameryki ale wszystko co tam robił to nic innego jak pilnował ładunek, jadł świeże owoce i od czasu do czasu krzyczał na bosmana. Ale nie nudził się, bardzo to lubił. Listy pisał często w czasie wolnym między wachtami ale także gdy był na lądzie. Co ciekawe, na Oceaniku miał bardzo wygodną kajutę. Swój żywot opisywał jako: "bez jednego domu, lecz o wielu domach". Było wiele rodzin, które chętnie go przyjmowały. Twierdził, że ma mnóstwo miejsc w Anglii, do których może i lubi chodzić. Pomógł jednemu ze swoich braci w wybudowaniu mu domu, bo uważał, że to nie fair, by ów brat był obciążeniem dla rodzinnego domu. Remontował i umeblował (a przynajmniej próbował) dom tego brata, nawet pisał o tym w listach. Wielu kochało Jamesa Moodiego. Gdy był uczniem, miał jakąś grupę, która poinformowała pewnego człowieka, że jeśli ich kiedyś skrzywdzi to zapłaci on w naturze, czyli innymi słowy zemszczą się, coś mu odbiorą i nie będą to pieniądze. J. Moody nigdy nie znęcał się nad nikim, był samowystarczalny (tak go określił jeden z jego kapitanów). Jak na mężczyznę nie był silny. Miał urocze przezwiska, których używali wobec niego wszyscy, i robią tak do dziś, gdy go wspominają. Moody miał w swoich kabinach zawsze sporo zdjęć, choć na swoim pierwszym statku bał się, że zawilgotnieją. Gdy był mały to chciał zamieszkać ze swoimi bliskimi w Londynie. Rodziny Boxhalla i Moodiego do dziś się znają. James bardzo żałował, że jego siostra Margaret musi pracować. Jako dziecko był nieco wstydliwy, być może dlatego, że wszystkie dziewczynki w jego rodzinie mu dokuczały. Gdy był starszy to zdarzało się, że krytykował swój wygląd. Później potrafił się śmiać z siebie, tak jak pewnego razu, gdy niechcący przeklął przy pewnej damie po hiszpańsku, a jego hiszpański pozostawiał wiele do życzenia, więc wyszło dziwnie. Uwielbiał ciasteczka i owoce. Smutek po śmierci matki, która zmarła gdy miał 11 lat, został w nim już do końca życia. Zachowywał się (pracował) bardzo profesjonalnie i nikt, nawet ojciec, nie kwestionował jego decyzji o pracy na morzu. Cechowała go prosta elegancja i przejrzysty styl komunikacji. Podczas tonięcia Titanika próbował nakłonić nieanglojęzycznych pasażerów do wsiadania do łodzi. Nie wpuścił na odplywajacego Titanika 6 spóźnialskich pracowników kotłowni, czym uratował im życie. Potrafił wspaniale opowiadać. Brał na siebie wszystkie nieprzyjemności jakie życie postanowiło na niego zrzucić, ale starał się być optymistą. Miał poczucie integralności. Był bardzo otwarty i komunikatywny. Pierwszy kapitan Titanika, Haddock skompletował skład oficerski na ten statek. Mawiał, że żaden mężczyzna nie otrzyma rekomendacji dla promocji pod nim, jeśli nie wykaże wzorowego zachowania i umiejętności. James Moody był pierwszy, który otrzymał taką rekomendację, co zaowocowało przydzieleniem na Titanika. Moody był świetnym pływakiem. Zanim dołączył do WSL był kilka razy w Argentynie, miało to związek z kursami statków, na których pracował (przed Titanikiem żaden z jego statków nie był pasażerskim). Bardzo podobało mu się Buenos Aires, gdzie w 1908 roku spędził 10 dni u swojego kolegi, przez co nie zdążył na Boże Narodzenie do domu. Jego wachty na Titaniku, które dzielił z Boxhallem, trwały od 4.00 do 8.00, od 12.00 do 16.00, od 18.00 do 20.00. Pozostałe godziny obejmował Harold Lowe z Pitmanem. Kolejnego dnia było na odwrót. Podczas tonięcia uratował malutkie dziecko, każąc się nim zaopiekować Violet Jessop. Ostatni raz widziany był przez Lightollera, gdy pomagał przy łodzi składanej A, o 2.18. Zginął, mając 24 lata. Jego ciało nie zostało odnalezione. Przez jakiś czas krążyły pogłoski, że udało mu się przeżyć i zamieszkał w Afryce w RPA. Okazało się to tylko plotką, wręcz pomyłką, gdyż tym, który uciekł do RPA był kwatermistrz Titanika, będący za kołem sterowym w czasie zderzenia - Robert Hitchens.
Na razie tyle. O Jamesie jest wyjątkowo mało informacji, ale jak coś sobie jeszcze przypomnę czy znajdę to dopiszę. Póki co również zachęcam do dyskusji na temat tego oficera |
|
Emhokr |
Wysłany: Czw 22:48, 16 Lip 2015 Temat postu: James Paul Moody. |
|
Nadal się łudzę, że forum ruszy ;) Choć trochę...
Nowi użytkownicy, ne bójcie się mówić ;p
James Paul Moody. Młody chłopak, który miał pecha trafić na Titanika.
Fantastyczny młody człowiek, który mógł wejść do łodzi, ale pozwolił na to koledze, V oficerowi, a sam uznał, że "wejdzie do następnej".
Mimo kilku poprawek na egzaminach, uznawany za świetny materiał na oficera. Miał już patent kapitański w kieszeni.
Loutino - Ty jesteś specjalistką. Zatem...czekam na Twoje słowa o J.P.Moody'm.
Ów chłopak ma ciekawą biografię. Aż się chce zakrzyczeć, co by było, gdyby przeżył. Czy tak jak reszta, jak to uznał Lightoller, padłby ofiarą klątwy Titanika i nie został nigdy kapitanem, jak reszta tych, którzy przeżyli?
To, z czym James się kojarzy najbardziej, to odebranie telefonu z "oka" oraz jego odpowiedź. Na meldunek o górze lodowej na kursie odpowiedział "dziękuję".
I w gruncie rzeczy tylko z tym się kojarzy, a szkoda. Zatem mam nadzieję, że Loutino coś niecoś tu wrzuci.
I Wasze zdanie o VI oficerze. Jak go widzicie? |
|